Andrzej Majchrzak - portret w rzeźbie i fotografii

 

Tekst do wystawy autorstwa Anny Mosiewicz:

      Każdy przejaw sztuki, niezależnie od tego, czy jest to teatr, plastyka, muzyka, literatura, powoduje swego rodzaju uzależnienie, a jak ono bywa silne – wiedzą ci, którzy muszą stać przy sztalugach, pulpicie z nutami, trzymać pędzel, pióro, dłuto, rekwizyt teatralny. Tak też stało się z gościem naszej galerii, którego zafascynowanie bryłą, tak bardzo różną od uprawianej od wielu lat fotografii, stało się nie tylko pasją, ale także – a może przede wszystkim – zawodem i sposobem na życie. I chociaż okoliczności grudnia 1981 roku sprawiły, że nie był to wybór, ale konieczność, rzeźba, która fascynowała pana Andrzeja Majchrzaka od dzieciństwa, stała się jego codzienną towarzyszką. Właśnie wtedy, znany w Koszalinie artysta fotografik, nasz dzisiejszy gość, którego serdecznie witam, zanurzył się w swej ulubionej sztuce, bo tylko tak mógł wówczas utrzymać siebie i rodzinę. Zdobyte na Kaszubach drewno przemieniało się w postacie świętych, Chrystusa na krzyżu, stacje drogi krzyżowej. Sakralna sztuka stała się nie tylko sposobem na życie, lecz także spełnieniem może nie do końca ujawnionych marzeń pana Andrzeja. Zamówienia z polskich i niemieckich kościołów dawały stabilizację, a wystawy sztuki sakralnej – satysfakcję. Po  przejściu na emeryturę artysta wrócił do swego ulubionego tematu – portretu, który w swych biało – czarnych fotogramach wydobywa światłem, natomiast  w rzeźbie – dłutem. W dzieciństwie rzeźbił  kozikiem w kawałku drewna, w bydgoskim liceum sztuk plastycznych, w którym w jednej klasie był z Kazikiem Cebulą i Jurkiem Ściesińskim robił studyjne prace w glinie, teraz – oprócz drewna - sięga do gipsu, niekiedy do brązu.

      Tak bardzo kontrastująca z fotografią fascynacja bryłą i niebanalnymi modelami jawi się nam w postaci interesujących rzeźb, wśród których rozpoznamy biskupa Ignacego Jeża, Alicję Jachiewicz i Jerzego Ściesińskiego. Andrzej Majchrzak należy chyba do tych twórców, którzy nawiązują emocjonalną więź ze swymi modelami - na fotograficznych  portretach rozpoznajemy Władysława Hasiora i profesora Zbigniewa Drzewieckiego. Płaskie fotografie i pełne realizmu rzeźby poświęcił artysta jednemu, najciekawszemu w sztuce tematowi, gdyż fascynacja drugim człowiekiem to jedna z wielu zalet naszego dzisiejszego gościa. Zapraszam więc do obejrzenia efektów tej fascynacji.