Leonard Kabaciński - 20 rocznica śmierci

Dwudziesta rocznica śmierci Leonarda Kabacińskiego

Maria Ulicka

Ostatni raz rozmawiałam z Leonardem czternastego maja 1993 roku w BWA z okazji pięćdziesięciolecia Andrzeja Słowika. 5 czerwca – pożegnaliśmy go na koszalińskim cmentarzu.

Z wykształcenia historyk – całe życie pracował w instytucjach kultury. Zawsze najbliższe były mi sztuki plastyczne – mówił mi, kiedy przed laty przygotowywałam materiał do „Monitora Koszalińskiego”. – Uważam, że właśnie artysta plastyk w sposób najbardziej indywidualny kreuje swój świat, swoją rzeczywistość. Bardzo cenię sztukę abstrakcyjną, bo zmusza do dyscypliny umysłowej, do intelektualnego wysiłku, do subiektywnej interpretacji dzieła i określenia własnego stosunku do jego autora…

Pochodził z Poznańskiego. Był kierownikiem Wydziału Kultury PMRN w Gnieźnie, a następnie – kierował Pilskim Domem Kultury. W Gnieźnie zainicjował konkurs na plakat i medal z okazji 1000-lecia państwa polskiego. W Pile zorganizował salon wystawowy sztuki współczesnej oraz plener plastyczny. W 1969 roku przeniósł się do Sławna, pełnił tam funkcję kierownika Miejskiego Wydziału Kultury. Również w Sławnie utworzył salon wystawowy sztuki współczesnej.

Od 1972 roku mieszkał w Koszalinie. Jedenaście lat był dyrektorem Biura Wystaw Artystycznych. Był komisarzem Międzynarodowych Spotkań Twórców i Teoretyków Sztuki Osiekach. Organizował wystawy plastyczne w Szwecji, NRD, Danii i Czechosłowacji. Współtworzył Galerię „U”, w której prezentowano dokonania koszalińskiego środowiska plastycznego. Zorganizował Galerię Sztuki BWA w pawilonach podożynkowych, w której odbywały się ogólnopolskie wystawy plastyczne, m.in. wystawa malarstwa „Pokolenie 70”, wystawy „W kręgu polskiej rzeźby współczesnej” i „W kręgu polskiej tkaniny współczesnej”. Współorganizował seminaria dla nauczycieli plastyki i Koła Miłośników Sztuki w szkołach naszego województwa. Te popularyzatorskie działania owocowały udziałem młodzieży w Turniejach Wiedzy o Sztuce. Był zarówno popularyzatorem wybitnych twórców jak też – mecenasem młodych artystów.

BWA – wspominał – miało określony program i profil. Organizowaliśmy wystawy problemowe z różnych dziedzin sztuki oraz popularyzowaliśmy indywidualnych twórców. W naszym salonie można było obejrzeć prace wybitnych polskich artystów, takich jak Józef Szajna, Stanisław Kulon, Andrzej Strumiłło, Władysław Hasior. Bardzo boleję nad tym, że piękny pomnik Hasiora – wizytówka naszego miasta – jest w niezbyt dobrym stanie.

W 1983 roku Leonard – ze względu na stan zdrowia – przeszedł na emeryturę. Za swoją działalność otrzymał m.in. Krzyż Kawalerski Orderu odrodzenia Polski, medal Związku Polskich Artystów Plastyków „Za zasługi dla rozwoju sztuki”, odznakę „Zasłużony działacz kultury”, odznaki za zasługi dla miasta Koszalina i województwa.

W 1987 roku postanowił powrócić do pracy. Kilka miesięcy był kierownikiem sklepu Sztuki Polskiej, a następnie – dyrektorem Pracowni Sztuk Plastycznych. Od 1991 roku prowadził Galerię Sztuki Użytkowej „Na Piętrze”, najpierw jako przedstawiciel PSP, a potem – jako prywatny właściciel.

Gromadził przede wszystkim przedmioty sztuki użytkowej projektowanej przez artystów plastyków, był bowiem przekonany, że społeczne zapotrzebowanie na unikatowe wyroby użytkowe ze szkła, ceramiki czy wikliny zacznie się zwiększać. Niewiele zarabiał, ale mimo to – organizował w galerii wystawy, pokazy, a nawet koncerty muzyczne. Cieszył się, że jego galeria żyje i funkcjonuje w świadomości mieszkańców miasta, że odwiedzają ją, oglądają zbiory, a nawet – zaczynają coś kupować.

Któregoś dnia zimą 1993 roku, kiedy wychodziłam z jego galerii – wręczył mi na szczęście pięknego maleńkiego słonika z porcelany. Idąc ośnieżoną ulicą koło dworca myślałam o tym, że nota biograficzna, którą właśnie napisałam o Leonardzie – nie oddaje jego życiowej pasji, jaką było służenie sztuce. Nie oddaje jego niepowtarzalnej osobowości, pogody ducha, życzliwości i serdeczności dla ludzi. Te przymioty można było poznać rozmawiając z nim, opowiadając mu o swoich radościach i troskach, prosząc o pomoc i radę… Dla każdego znalazł czas, nawet podczas wernisaży w swojej galerii, gdzie często trudno się było wcisnąć i znaczną część tzw. części oficjalnej spędzało się na schodach. Z jego życzliwości często korzystali młodzi artyści nie tylko z Koszalina, ale z całej Polski, których promocję uważał za swój obowiązek.

Trzeba być wielkim ARTYSTĄ, żeby być prawdziwym przyjacielem artystów. Leonard był ich przyjacielem. Wierzył w SZTUKĘ, w jej posłannictwo, w jej moc przetrwania mimo piętrzących się trudności. Swoje poglądy i pasje potrafił przekazywać innym sądząc, że „łańcuszek” służących sztuce stale będzie się powiększał…Siłą swojej wiary starał się przekonywać – jak Tetmajer:

Evviva l'arte! W piersiach naszych płoną

ognie przez Boga samego włożone:

więc patrzym na tłum z głową podniesioną,

laurów za złotą nie damy koronę,

i chociaż życie nasze nic niewarte:

evviva l'arte!

Kiedy wręczał mi słonika, powiedział: On będzie pilnował twojego osobistego szczęścia. Ale pamiętaj: wszyscy mamy szczęście, że możemy oglądać lub czytać dzieła sztuki, które oddziaływują na naszą wyobraźnię i osobowość. One naprawdę są ważniejsze niż inne bogactwa świata.

Trudno nam było uwierzyć w śmierć Leonarda – człowieka do ostatnich chwil życia niezwykle aktywnego i pełnego planów na przyszłość. Chciał w swojej galerii pokazać cykl wystaw związanych z Osiekami, przygotowywał wystawę malarstwa znakomitego polskiego artysty Stanisława Fijałkowskiego, marzył o tym, żeby ważne miejsce w Koszalinie zajęły zbiory sztuki współczesnej, z których można by stworzyć galerię promieniującą na całą kraj. Chciał…

 

"Miasto" - Tygodnik koszaliński - czerwiec 2013 rok